Przejdź do treści

Co z Tą Ekonomią?

Zarówno finansiści jak i ekonomiści wciąż są obwiniani za kryzys lat 2007-2009. Pierwsi oskarżani są o jego wywołanie, drudzy zaś za nieprzewidzenie i niealarmowanie społeczeństwa o możliwej katastrofie. Po latach, jesteśmy w stanie stwierdzić, że obie grupy są mocno powiązane w związku z wybuchem globalnej paniki. Ekonomiści nie docenili znaczącego wpływu finansów na gospodarki, natomiast finansiści nie dostrzegali rażących błędów generowanych przez ekonomiczne modele, którymi się posługiwali.

Jak się okazuje – o wiele większe szkody od samego kryzysu może wyrządzić paniczne i nieumiejętne radzenie sobie z jego skutkami. Środki podjęte przez banki centralne i rządzących sprowadziły na nas irracjonalne warunki gospodarcze, gdzie stopy procentowe są ujemne lub w najlepszym przypadku wynoszą zero, obligacje państwowe nie generują zysków i wręcz trzeba do nich dopłacać, a głównym graczem na rynkach finansowych stały się banki centralne!

W obecnych warunkach, klasyczne teorie ekonomiczne i finansowe wydają się być oderwane od rzeczywistości. Zmiany realiów poszły już za daleko, aby stare reguły mogły dopasować się do „nowego” rynku. Jedyną nadzieją pozostaje wzbierająca na sile szkoła ekonomii behawioralnej. Jej entuzjaści uważają, że jednostki nigdy nie zachowują się na tyle racjonalnie, aby ich działania wpasowały się w akademickie modele. Do ekonomistów dociera w końcu, że finanse to nie jest gra o sumie zerowej, a racjonalizm umarł wraz z wprowadzeniem zarabiania na spadkach.

Najbardziej dotkliwą zmianą jest to, że sektor finansowy w żadnym stopniu nie wspiera już społeczeństwa i nie przejmuje się drastycznymi skutkami swoich chciwych decyzji. Nie bez przyczyny w ostatnich latach największe instytucje finansowe nazywane są „Zbyt Dużymi, By Upaść”. Moralne nadużycie bankowców, które miało miejsce do 2008 roku stworzyło globalną siatkę połączeń, gdzie upadek którejkolwiek z instytucji wywołuje finansowe domino, za którego efekty prędzej czy później zapłacą zwykli podatnicy.

Czytaj także:  Anglicy Pomogli Nazistom Ukraść Złoto!

To, co w rzeczywistości nazywamy nowoczesnymi finansami, to nic innego jak chciwość budująca kolejne bańki. Obecnie, bankowcy są wręcz nagradzani za spekulacje i krótkoterminowe zyski, które stawia się ponad długoterminowy harmonijny wzrost i kreowanie dobrobytu narodowego.

Standardowe teorie finansowe, które zdominowały logikę wielu graczy, stworzone zostały w oparciu o zasadę racjonalności uczestników handlu. Jednak jak tu mówić o racjonalności, kiedy tuż przed kryzysem – najbardziej dochodowe aktywa wahały się ponad 25-krotnie mocniej niż zazwyczaj? Sytuacja ta była niemożliwa do przewidzenia z bardzo prostej przyczyny. Tak wysoki poziom zmienność nie występował nigdy w historii, a każdy model prognozujący takie wyniki od razu zostałby wyrzucony do śmieci.

Obecny handel cyfrowym pieniądzem i papierami wartościowymi przepełniony jest paradoksami. Leżący u podstaw ekonomii model wyceny aktywów zakłada, że zwrot z inwestycji powinien być odwzorowaniem ponoszonego ryzyka. Najlepszym przykładem jest zadłużanie się największych spółek giełdowych świata. Ogromne zobowiązania kredytowe znacząco narażają na ryzyko właścicieli akcji, jednak wartość przedsiębiorstwa nie ulega zmianie, a co za tym idzie – ryzyko w żadnym stopniu nie jest uwzględniane w cenie akcji. Gdzie tutaj racjonalność?

Kolejnym paradoksem jest zmiana typologii, w jakiej należy traktować produkty finansowe. Ogromne zyski, jakimi cechował się obrót kredytami hipotecznymi w USA – sprawiły, że stały się one po prostu modne. Inwestorzy niechcący ponosić zbędnego ryzyka, nie znieśli widoku wystrzeliwujących słupków i bogacących się wokół kolegów. Ten mechanizm idealnie obrazuje gwałtowny wzrost baniek rynkowych. Dochodzimy tutaj do paranoicznej sytuacji, która zaprzecza prostej zasadzie popytu i podaży. Obecnie na rynkach finansowych, kiedy cena idzie w górę – popyt wzrasta! W odwrotnej sytuacji, kiedy cena spada – wszyscy sprzedają, a nikt nie kupuje! W świetle tych faktów bez problemu można stwierdzić, że efektywność rynków w tej chwili nie istnieje.

Czytaj także:  Złoto najdroższe od 4 tyg. Dolar najsłabszy od 10 mies.

Bardzo ważną kwestią jest także to, w jaki sposób świat poradził sobie po kryzysie. Nikt nie zadał sobie najmniejszego trudu, aby uregulować kwestię lewarowania, czyli dokonywania handlu za pożyczone pieniądze. A to szybko stało się to najlepszym sposobem na uzyskanie sowitych zysków. Nikt jednak nie mówi, że 10-krotnie wyższe zyski mogą przerodzić się w 100-krotnie większe straty, które nie tylko czyszczą portfel, ale wpędzają w zadłużenie, bo przecież pożyczone pieniądze trzeba spłacić.

Globalną odpowiedzią na światowy kryzys było wprowadzenie bardzo niebezpiecznego narzędzia – luzowania ilościowego, które polega na masowym skupie aktywów po zawyżonych cenach i tłoczeniu ogromnych ilości papierowego pieniądza w gospodarki przy zerowej bazowej stopie oprocentowania. Ta broń masowego rażenia w rękach bankierów centralnych przyniosła efekty zaledwie krótkoterminowe. Gospodarki stały się żywymi trupami napędzanymi gotówką, a nie realnym wzrostem gospodarczym.

O efektach tej decyzji dowiemy się zapewne już niebawem. Obligacje państwowe z ujemnym oprocentowaniem stały się kulą u nogi większości rządzących. Banki centralne prędzej czy później będą musiały zacieśniać politykę monetarną, a nawet najmniejszy wzrost stóp procentowych może wywołać globalny krach finansów publicznych.

Eksperci są zgodni, że działania podjęte po kryzysie w żadnym stopniu nie zmniejszyły zadłużenia, a jedynie wytransferowały je w sektor publiczny. Na fali tych wydarzeń niczym niezabezpieczony papierowy pieniądz w coraz większym stopniu traci zaufanie nie tylko inwestorów, ale całych społeczeństw. Ostatnie ruchy największych banków inwestycyjnych zdają się potwierdzać tę tezę. Giganci z Wall Street nie przyjmują już żadnych depozytów gotówkowych!

W tej sytuacji warto przyjrzeć się bliżej metalom szlachetnym, a w szczególności złotu. Główną zaletą żółtego metalu jest doskonała tezauryzacja, czyli zamrożenie siły nabywczej w czasie. Ceny złota zmieniają się wraz z notowaniami walut i zmieniającą się inflacją. Gdyby przeanalizować ceny produktów w przeliczeniu na gramaturę kruszcu, dojdziemy do wniosku, że nie zmieniły się one na przestrzeni ostatnich 100 lat. To dlatego, że kapitał zawarty w złocie nigdy nie traci!

Czytaj także:  Historia cen złota: Sztabka cenniejsza niż pieniądze

Dodatkowo, królewski kruszec uznawany jest za najdokładniejszy barometr koniunktury gospodarczej i sytuacji geopolitycznej. W czasach pokoju cechuje się on stabilnym wzrostem i zamrożeniem wartości, aby w czasach kryzysu kilkukrotnie pomnożyć majątki swoich właścicieli!

Doskonale zdają się to dostrzegać Chiny i Rosja. W ostatnim czasie dzięki ogromnym zakupom kruszcu – Rosjanie uratowali się przed dalszą deprecjacją rubla, a chińska waluta po raz pierwszy w historii ma szansę stać się pieniądzem godnym zaufania.