Feliks Frankfurter, sędzia Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych, mawiał, że w Waszyngtonie trudno jest dostrzec prawdziwych władców, ponieważ ci zazwyczaj pozostają w cieniu, a swoje rządy sprawują spoza kurtyny. Pomimo upływu lat słowa te nie straciły na swojej aktualności.
Podczas gdy większość Amerykanów bagatelizuje rolę Fed’u, uważając go za organizację podlegającą rządowi, Rezerwa Federalna jest w rzeczywistości najbardziej wpływową prywatną korporacją świata, która nie tylko sprawuje niepodzielną kontrolę nad polityką pieniężną Stanów Zjednoczonych, lecz także wywiera silne wpływy na całą światową ekonomię. Monopol na emisję pieniędzy i kontrola długu narodowego USA czynią z Fed’u instytucję tak potężną, że nawet sam prezydent nie ma prawa ingerować w podejmowane przez Rezerwę decyzje, ani nawet uczestniczyć w jej posiedzeniach.
Mayer Anselm Rothschild, jeden z niemieckich magnatów bankowych mawiał: Daj mi kontrolę nad systemem kredytowym danego państwa, a nie będzie mnie obchodziło, kto tworzy jego prawa. Wypowiedź Rothschilda najlepiej opisuje aktualną potęgę amerykańskich elit finansowych, które uzyskawszy monopol na emisję pieniędzy, nie podlegają niczyjej kontroli.
Nasuwa się więc pytanie, jak prywatnym bankierom udało się podporządkować sobie politykę pieniężną Ameryki? I wreszcie, czy to tylko przypadek, że na przestrzeni lat niemal każdy prezydent Stanów Zjednoczonych, który próbował ograniczyć władzę finansjery, padł ofiarą zamachu?
Pierwszym przywódcą, który otwarcie wypowiedział bankierom wojnę, był Andrew Jackson. Prezydent określał elity finansowe mianem gromady jadowitych węży i podczas swojej kadencji konsekwentnie dążył do ograniczenia ich wpływów. Udało mu się to 8 stycznia 1835 roku, kiedy to spłaciwszy ostatni rządowy dług, pozbawił finansjerę ogromnych dochodów z tytułu odsetek.
Na odpowiedź bankierów nie trzeba było długo czekać. Już dwa tygodnie po spłacie zadłużenia Jackson padł ofiarą zamachu, który przeżył tylko dzięki niewiarygodnemu zbiegowi okoliczności – rewolwer napastnika aż dwukrotnie nie wypalił.
Kolejną próbę ograniczenia władzy banków podjął Abraham Lincoln. Podczas wojny secesyjnej, nie chcąc zaciągać wysoko oprocentowanych pożyczek, prezydent przeforsował w Kongresie ustawę upoważniającą rząd federalny do emisji legalnego środka płatniczego. Było to doskonałe posunięcie. Wydrukowane na polecenie Lincolna banknoty o łącznej wartości ok. 450 milionów dolarów pozwoliły na pokrycie kosztów wojny domowej bez jednoczesnego zadłużania państwa.
Nie sposób jednak nie zauważyć, jak mocno działania te uderzały w interesy finansjery. Jej przedstawiciele nie tylko ponieśli wielomilionowe straty, ale z czasem zaczęli się także obawiać, że rządy innych krajów prędzej czy później pójdą śladami Lincolna i uniezależnią się od banków, co z kolei zagrażałoby pozycji elit finansowych na całym świecie.
Szybkie odzyskanie kontroli nad polityką monetarną stało się dla bankierów absolutną koniecznością. Fakt, że korzystne dla nich ustawy przeforsowano natychmiast po zamordowaniu Abrahama Lincolna, zdaniem wielu historyków, trudno traktować jako zbieg okoliczności.
Los Lincolna podzielił też prezydent John F. Kennedy. Zgodnie z ratyfikowaną w 1913 roku Ustawą o Rezerwie Federalnej (Federal Reserve Act), Kongres Stanów Zjednoczonych ostatecznie zrzekł się możliwości drukowania dolarów. W ten sposób bankierom udało się osiągnąć ich najważniejszy cel – monopol na emisję pieniędzy, co z kolei gwarantowało im całkowitą kontrolę polityki monetarnej państwa, jak również swobodę pobierania wysokich odsetek.
Fed stał się najpotężniejszą i najbardziej wpływową prywatną korporacją świata, a kolejni prezydenci i kongresmeni byli jedynie marionetkami w rękach bankierów. Wojnę systemowi wypowiedział dopiero John F. Kennedy. Podpisując Dekret nr 11110, prezydent przyznał rządowi federalnemu prawo do emisji banknotów o równoważności parytetu srebra, jakie znajdowało się wówczas w posiadaniu Stanów Zjednoczonych. Następnie, kompletnie ignorując pieniądze wytwarzane przez Fed, wydrukował łącznie 4,3 miliona wolnych od odsetek dolarów. Był to oczywisty cios w interesy bankierów.
Podjęte przed Kennedy’ego próby ograniczenia wpływów Fedu szybko zakończyły się fiaskiem. Już pół roku po podpisaniu dokumentu prezydent został zastrzelony, a sam Dekret nr 11110 po dziś dzień jest jedynym dekretem prezydenckim w historii Stanów Zjednoczonych, którego postanowienia kompletnie zignorowano. Dokument dosłownie rozpłynął się w powietrzu, a wszystkie wyemitowane przez Kennedy’ego banknoty wycofano z obiegu, nie informując o tym Amerykanów.
Ostatnim prezydentem, który odważył się przeciwstawić międzynarodowej finansjerze, był Roland Reagan. Krótko po zaprzysiężeniu zażądał od Kongresu powołania komisji ds. złota. Był przekonany, że jedynie powrót do standardu złota, będzie w stanie uchronić amerykańską gospodarkę przed recesją.
Już dwa miesiące później stał się jednak ofiarą zamachu, który udało mu się przeżyć jedynie dzięki niewiarygodnemu szczęściu – kula o włos minęła jego serce. Krótko po tym Kongres głosami 15 do 2 zablokował powrót do standardu złota, a sam Reagan – prawdopodobnie z obawy o własne życie – zrezygnował z realizacji swojego pomysłu i zaprzestał jakichkolwiek nacisków na rząd.
Należy podkreślić, że nie ma i pewnie nigdy już nie będzie całkowitej pewności, kto tak naprawdę kierował zamachami na Andrew Jacksona, Abrahama Lincolna, Johna F. Kennedy’ego czy Ronalda Reagana. Niemniej jednak teoria, jakoby stali za nimi właśnie przedstawiciele międzynarodowej finansjery, uważana jest dziś za jedną z najbardziej prawdopodobnych.
Jak podkreślają jej zwolennicy, trudno rozpatrywać w kategorii przypadku fakt, że niemal każdy prezydent Stanów Zjednoczonych, który odważył się wypowiedzieć bankierom wojnę, niedługo potem padał ofiarą zamachu, a podjęte przezeń decyzje z zakresu polityki pieniężnej natychmiast unieważniano, bądź po prostu ignorowano.