Od 4 czerwca 1989 roku cena złota wzrosła o 245%. Ale to nie jedyna zmiana. Dziś,
po 25 latach życia w wolnej Polsce, zmienił się także stosunek Polaków do królewskiego kruszcu.
W PRL złoto kupowało się za wschodnią granicą. W drodze do Bukaresztu można było wyskoczyć z pociągu we Lwowie, odsprzedać niedostępne w Związku Radzieckim dżinsy (co sprytniejszy na podróż zakładał na siebie nawet cztery pary) i za te pieniądze kupić złotą biżuterię od ulicznych handlarzy. W sklepach lepiej było nie kupować, bo droga oficjalna mogła oznaczać natychmiastową kontrolę.
Złote pierścionki i łańcuszki przywiezione do kraju można było następnie sprzedać z zyskiem w salonie jubilerskim. Ze wschodu przywoziło się zwykle złoto próby 585 lub 750, co jasno określały wybite na nim znaki probiercze. Niestety, z wiedzy na ten temat wynikało niewiele, bo jubiler i tak płacił według własnego uznania.
Tak długo, jak istniał Związek Radziecki, różnica w cenie złota w Polsce i za granicą, a także dostęp do zachodnich towarów sprawiały, że podróże się opłacały. Po 1991 roku Polacy przestali się więc interesować kruszcem. Złota biżuteria była co prawda popularnym prezentem na różnego rodzaju uroczystości, nikt jednak raczej nie myślał poważnie o inwestycjach. Tylko nieliczni pochowali biżuterię do słoików i zakopali w piwnicy na czarną godzinę. Bo „złoto jest złoto” i zawsze można je odsprzedać.
O królewskim kruszcu zapomniano na blisko dekadę. Do czasu, gdy na fali zachodnich trendów, na początku XXI wieku znów pojawił się popyt, a wraz z nim nowość – polscy dystrybutorzy złota inwestycyjnego. W 2002 roku ruszył pierwszy taki sklep, e-numizmatyka.pl, trzy lata później Mennica Państwowa zamieniła się w Mennicę Polską i po kilku latach całkowicie przeszła w ręce prywatne, również oferując produkty inwestycyjne.
W 2010 i przede wszystkim 2011 roku, rekordowym dla rynku złota, jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać kolejne firmy oferujące cenny kruszec. Na fali zainteresowania tematem pojawiło się także niesławne Amber Gold, które jednak z fizycznym złotem miało bardzo niewiele wspólnego. Kto chce inwestować w złoto, ten musi mieć je w ręku. Po trudnych doświadczeniach i głośniej aferze Polacy już to rozumieją.
Dziś z łatwością można u nas kupić sztabki i monety z najbardziej renomowanych mennic świata. I to niemal bezpośrednio, bo od kilku lat w naszym kraju działają ich oficjalni dystrybutorzy. Tak jest m.in. w przypadku szwajcarskiej mennicy PAMP, australijskiej Perth Mint czy Królewskiej Mennicy Kanadyjskiej.
Co więcej, złoto można dziś łatwo i wygodnie odsprzedać. Bez obaw, że oferowany kurs odstaje od realnej wartości posiadanego kruszcu. Jeszcze do końca 2012 roku skupem złotych sztabek zajmował się m.in. Narodowy bank Polski, ale dziś – walcząc o klienta – prywatne firmy i dystrybutorzy prześcigają się proponując coraz atrakcyjniejsze stawki. Często gwarantują również odkupienie kruszcu wcześniej zakupionego za ich pośrednictwem.
Wśród złota inwestycyjnego najpopularniejsze są dziś sztabki o wadze jednej uncji. – W ubiegłym roku, pod względem ilości sprzedanych produktów, uncjowe sztabki stanowiły 19,8% naszej sprzedaży – mówi Filip Fertner, członek zarządu spółki Inwestycje Alternatywne Profit S.A., jednego z najstarszych dystrybutorów na polskim rynku. – Co ciekawe, wśród sztabek aż 76,2% stanowiły produkty szwajcarskie, które Polakom silnie kojarzą się z najwyższą jakością i bezpieczeństwem – dodaje.
Co ważne, przez ostatnie 25 lat nastąpił nie tylko rozwój świadomości Polaków na temat złota i dostępu do renomowanych produktów. Poprawiło się także bezpieczeństwo transakcji. Najwięksi dystrybutorzy zapewniają szyfrowane połączenia, których zabezpieczenia są podobne do tych stosowanych w bankowości elektronicznej. Dziś złoto można kupić bez wychodzenia z domu. Bez obaw, dalekich podroży i po prostu dla siebie – z myślą o bezpiecznej przyszłości.