Najsłynniejsza gorączka złota w historii wybuchła w połowie XIX wieku na zachodnim wybrzeżu USA. Nie trwała długo, ale wybrańcom pozwoliła zarobić prawdziwą fortunę. Okazuje się jednak, że majątek można było zbić nie tylko na samym złocie, ale także na dobrym pomyśle, wykorzystując właściwy moment i ludzką naiwność.
W latach czterdziestych XIX wieku Kalifornia była odległą, wyludnioną prowincją, gdzie można było znaleźć głównie imigrantów, próbujących zrobić interes na hodowli bydła. Jednym z nich był pochodzący ze Szwajcarii John Sutton, który prowadził farmę w okolicach dzisiejszego San Francisco. Biznes się rozwijał i Sutton zdecydował się na budowę tartaku nad rzeką American. W styczniu 1848 roku jeden z pracowników zauważył w wodzie lśniący samorodek złota.
Sutton postanowił zachować odkrycie w tajemnicy, ale jak to bywa, wiadomość i tak rozeszła się po okolicy i wszystkich ogarnęła prawdziwa gorączka złota. Do Kalifornii zaczęli zjeżdżać poszukiwacze z całego świata. Szacuje się, że w szczytowym momencie mogło ich być nawet 100 tysięcy!
Tylko jeden z miejscowych handlarzy, pochodzący z San Francisco Sam Brannan, zachował spokój i postanowił zarobić na złocie w inny sposób. Na ulicach zaczął wykrzykiwać o odkryciu, na dowód pokazując złoty pył wsypany do butelki. Skutecznie podsycił panujące w mieście nastroje i błyskawicznie zarobił astronomiczną wówczas kwotę 36 tysięcy dolarów.
W jaki sposób? Wykupił wszystkie szpadle i sita w okolicy, a następnie sprzedawał je ogarniętym gorączką poszukiwaczom po cenie kilkadziesiąt razy większej.
MW