Gdy zapytamy Kowalskiego, który surowiec (metal) jest najdroższy, prawdopodobnie usłyszymy w odpowiedzi, że jest to złoto. Faktycznie – żółty kruszec jest bardzo drogim, ale i jak najbardziej godnym swojej ceny surowcem. Jednakże istnieje inny metal szlachetny, którego ceny sięgają astronomicznych poziomów, przewyższając notowania złota. Jest on zarazem z wielu powodów zmorą dla osób gustujących w złocie. Mowa o platynie, której ciekawa historia jest ściśle związana ze „złotymi pasjonatami”, którym od wieków uprzykrzała życie.
Zanim platyna zagościła w gronie metali szlachetnych, jej znaczenie, powszechność w zastosowaniu oraz – przede wszystkim – wartość, były zupełnie inne od obecnych. Świadczy o tym sama nazwa – platyna – która ma swoje korzenie w języku hiszpańskim, gdzie „platina” – zdrobnienie wyrazu „plata” (srebro), znaczy pogardliwie i lekceważąco tyle co „sreberko”. Skąd zatem wzięła się ta niechlubna nazwa dla platyny?
Przyczynili się do tego poszukiwacze złota. Głównym powodem ich niechęci jest sposób, w jaki platyna występuje w przyrodzie. Otóż stosunkowo często (zwłaszcza w Ameryce Południowej (głównie w Kolumbii)) natrafiano na złoża złota, które były „nadziane” platyną. Fragmenty surowca srebrnego koloru poprzyklejane do bryłek złota okazały się być niezmiernie trudnymi (m.in. przez twardość porównywalną z twardością średniej jakości stali) w procesie usuwania ich w celu uzyskania żółtego kruszcu bez zbędnych dodatków platyny (której skład – oprócz żelaza – w kilku procentach stanowią inne platynowce).
Na co dzień złoto oddziela się od innych surowców poprzez wypłukiwanie, jednakże metoda ta jest nieskuteczna w przypadku platyny, gdyż ma ona bardzo podobny ciężar właściwy do żółtego kruszcu, co uniemożliwia skuteczny proces rozdzielania (złoto – 19,30 g/cm³, platyna 21,45 g/cm³; dla porównania: żelazo – 7,90 g/cm³). Skuteczną metodą jest chemiczne oddzielenie, które jest znane ludzkości dopiero od drugiej połowy XVIII wieku. Tak też kilkaset lat temu platyny używano do budowy domów, a najczęściej po prostu wyrzucano. Szczególnie o jej dokładne pozbycie się starali się Hiszpanie…
Oprócz swego złośliwego występowania w parze ze złotem, platyna okazała się być zbawieniem dla oszustów fałszujących monety. Do czasu jej odkrycia, do produkcji falsyfikatów najczęściej używano ołowiu, który jest znacznie lżejszy od złota. Przez to nietrudno było rozpoznać fałszywe monety. Platyna, która – jak już wspominaliśmy – ma bardzo zbliżony ciężar właściwy do złota, okazała się świetnym surowcem zastępującym ołów. Wówczas bezwartościowe, platynowe monety (!), jedynie pozłacane z powodzeniem funkcjonowały w obiegu. Wykrycie takiej „fałszywki” graniczyło z cudem. Nie dysponowano przecież precyzyjnymi wagami, a jubilerskie testy związane z działaniem kwasów na monetę zawodziły. Aby uchronić rynek przed zalewem podrobionych złotych monet, Hiszpanie bardzo dokładnie kontrolowali wydobycie platyny, by następnie wyrzucać ją przy najbliższej okazji na Atlantyku za burtę.
Wnioski? Są dość proste. Od wieków ludzkość jest przekonana, iż „więcej już odkryć nie można”. Prawdopodobne, iż w chwili obecnej również jesteśmy przekonani, iż niewiele może ulec zmianie, a być może właśnie jeden z niedocenianych w chwili obecnej surowców okaże się już niebawem cenniejszym od złota, a nawet platyny…? Jednakże na dzień dzisiejszy platyna to idealne połączenie tradycji inwestowania w metale szlachetne z nowoczesnością, przy czym każdy inwestor powinien pamiętać o pozytywnych skutkach dywersyfikacji portfela inwestycyjnego.
Bartosz Wojtczak