Kilkukrotna podwyżka cła na import złota do Indii musiała doprowadzić do rozwoju czarnego rynku. Rząd nie spodziewał się jednak skali tego zjawiska. Dyrekcja Wywiadu Skarbowego (DRI) szacuje, że do Indii codziennie trafia aż 500 kilogramów przemycanego kruszcu. Tylko w tym roku byłoby to już zatem ponad 170 ton, czyli o 66% więcej, niż całe rezerwy Polski!
Złoto szmuglowane jest dziś przede wszystkim z Bangladeszu, Birmy i Sri Lanki. Choć zjawisko jest powszechnie znane, urzędnicy szacują, że w ich ręce wpada zaledwie 1% przemycanego kruszcu. Czarny rynek rozwinął się do tego stopnia, że największe firmy, które zmuszone są kupować złoto z oficjalnych źródeł odnotowują ogromne straty. Ponieważ cło na złoto wynosi 10%, metal z legalnych źródeł jest znacznie droższy, niż ten w drugim obiegu. Zdarza się, że nielegalnie sprowadzony kruszec jest tańszy nawet o 200 dolarów na uncji.
Nic nie wskazuje na to, że problem sam się rozwiąże, bo eksperci są zgodni, że popyt na złoto wciąż będzie rósł. Każdy mieszkaniec Indii inwestuje w złoto i nawet ci najbiedniejsi, zgodnie z tradycją, obdarowują nim swoich najbliższych. Każda okazja jest dobra, a cenny kruszec towarzyszy mieszkańcom Indii od narodzin, aż do śmierci. Wiele osób dodaje sproszkowane złoto do miodu, który wkłada się do ust noworodkom, by zapewnić im szczęście. Na pogrzebach zaś do ust zmarłej osoby wkłada się złotą monetę, by po śmierci dusza nie została „bez środków do życia”.
Te zwyczaje nie miną tylko dlatego, że rząd nie chce, by obywatele kupowali złoto. Podobnie jak nie zmienią się obchody milionów wesel, podczas których niepodarowanie kruszcu jest znakiem braku wychowania i dobrego gustu. Gość, który nie przyniesie ze sobą złota musi się liczyć z rychłą utratą pozycji społecznej.
Nic więc dziwnego, że odkąd w Indiach powstała przepaść pomiędzy popytem a podażą, błyskawicznie znaleźli się tacy, którzy odpowiedzieli na potrzeby rynku.