Nielegalny handel diamentami to zaledwie 4% całego handlu tymi cennymi kamieniami – zdawać by się mogło, że zjawisko o tak niewielkiej skali nie powinno generować zbyt daleko idących problemów… Jednak jest inaczej. To prawdziwa plaga w krajach Trzeciego Świata.
Krwawe diamenty
Kamienie pochodzące z nieznanych źródeł nazywa się „krwawymi diamentami” lub „brudnymi diamentami” – i nie bez kozery. Pozyskiwane nielegalnie diamenty od lat finansują krwawe rozgrywki dyktatorów w sferach konfliktów – wpływy z kontrolowanych przez nich kopalni przeznaczane są na zakup broni i utrzymywanie reżimów. Przymusowi pracownicy nielegalnych kopalni wydobywają kamienie w niebezpiecznych warunkach, bez żadnej opieki medycznej, muszą posługiwać się prymitywnymi narzędziami i dzień w dzień narażać swoje życie w obozach pracy. Bardzo często są to dzieci.
Ci, którzy buntowali się przeciwko nieludzkim warunkom najczęściej karani byli okaleczeniem, torturami a nawet śmiercią. Proceder zdobywania kamieni z nielegalnych źródeł od lat stara się ukrócić Światowa Rada Diamentów (WDC) – grupa nadzorująca handel tymi szlachetnymi kamieniami. Walkę z tym problemem utrudnia fakt, że z chwilą gdy kamień zostanie oszlifowany trudno poznać z jakich źródeł pochodzi…
Zdecydowaną reakcję ONZ wywołały wieloletnie konflikty w Sierra Leone – wojska rebeliantów finansowane były własnie z „krwawych diamentów”. W latach 90 zginęło tam niemal 70 000 osób – a wiele zostało okaleczonych. Wtedy właśnie Peter Hains, ówczesny brytyjski sekretarz stanu na forum ONZ zaproponował wykluczenie krwawych diamentów z rynku kamieni szlachetnych. Jego hasłem stało się zdanie „Chcemy mieć pewność, że diament, który wkładamy na palec ukochanej osoby, nie był powodem odcięcia palca lub dłoni dziecku”.
Warto pamiętać, że przejęcie kontroli nad kopalniami diamentów w Sierra Leone przez paramilitarną organizację “Rewolucyjny Front Zjednoczenia” skończyło się bankructwem całego państwa, wcześniej jednej z najlepiej rokujących gospodarek w Afryce… To smutny paradoks, że właśnie diamenty, największe bogactwo tamtych okolic, doprowadziły państwo na skraj upadku.
Walka z nielegalnym handlem diamentami wciąż trwa
Istotną jej częścią są próby przełamania obojętności niektórych nabywców – nie zastanawiających się nad źródłem pochodzenia kamieni. To do nich kierowane są głośne kampanie społeczne – takie jak „Conflict Diamonds” stworzona przez African Diamond Council. Hasła kampanii – „Każdy diament ma swoją historię. Nalegaj na okazanie certyfikatu. Nalegaj na prawdę.” – mają uświadomić nabywcom, że część odpowiedzialności za straszny los przymusowych pracowników w strefach konfliktu spoczywa na nich. Interesujący pomysł na kampanię miała także organizacja Global Witness – propagowała konieczność sprawdzania pochodzenia zakupionych kamieni poprzez Walentynkowy apel do kupujących. Walentynki to zawsze czas wzmożonego zainteresowania kamieniami szlachetnymi – zatem też idealny moment by zapoznać nabywców z powodami i metodami sprawdzania pochodzenia pięknych brylantów.
Aktualnie diamentowy problem dotknął Zimbabwe – nałożono międzynarodowe sankcje na Mbada Diamonds i Candile Mining – przedsiębiorstwa związane z prezydentem Zimbabwe Robertem Mugabe. Eksport ogromnej ilości diamentów jest niemożliwy aż do uchylenia sankcji – kamienie czekać będą z pewnością ponad 9 miesięcy! Diamenty z Zimbabwe przemycane są do Manicy w Mozambiku. Przemytnicy (w tym tzw. „mrówki”) pozbywają się ich po niezwykle atrakcyjnych cenach (gram nieoszlifowanych diamentów kosztuje w Manicy mniej niż 50 dolarów). Kamienie wędrują do Mali, Nigerii, Izraela czy Libanu – i tam, po odpowiedniej obróbce, sprzedawane są po cenach rynkowych.
Teraz inwestorzy wybierający diamenty chcą mieć absolutną pewność, że kamienie nie mają nic wspólnego z krwawym procederem – decydując się na taką inwestycję należy korzystać z usług pewnych partnerów, oferujących uznane na całym swiecie certyfikaty. Certyfikaty – w naszym sklepie oczywiście dołączane bezpłatnie do każdego brylantu – są dowodem na legalne pochodzenie kamieni.
Małgorzata Klejn
fot. pixabay.com